„Jako codzienni użytkownicy tej przestrzeni pozostajemy wrażliwi na to, jak ona działa. Podziwiamy, jak wlewa się w nią życie, jak ludzie zaczynają z niej korzystać. Obserwujemy, jak plac wchodzi w krwioobieg miasta i staje się sceną miejskiego życia” – na placu Pięciu Rogów spotykamy się ze współautorami jego rewitalizacji: Martą Sękulską-Wrońską z pracowni WXCA i architektem współpracującym – Michałem Kempińskim.
Rozmawiała Arletta Liro / OKK!
Ratując się przed upałem, zanurzyłam stopy w zaprojektowanej przez was fontannie-kałuży. Kontakt z betonem okazał się zaskakująco przyjemny!
Michał Kempiński: Technicznie rzecz biorąc, materiałem użytym na posadzkę są wielkoformatowe płyty wykonane z betonu architektonicznego. W tym przypadku materiał wolimy określać mianem lastryko, które jest połączeniem matrycy z jasnego cementu z kruszywami o różnych frakcjach. Lastryko to materiał tradycyjny, znany od starożytności, który może budzić skojarzenia z kulturą miejską basenu Morza Śródziemnego.
Zatem nie betonoza, a… lastrykoza?
Marta Skulska – Wrońska: „Betonoza” odnosi się zarówno do posadzek wykonanych z kamienia jak i betonu, a także kostki Bauma czy różnych innych wariantów. Przede wszystkim jednak termin „betonoza” związany jest dzisiaj z wycinaniem drzew i zastępowaniem zajmowanych przez nie miejsc powierzchniami nieprzepuszczalnymi, na które na ogół nie ma konkretnego pomysłu użytkowego. Tutaj, na placu Pięciu Rogów, a od kilkunastu dni oficjalnie noszącego nazwę placu Poli Negri, zrobiliśmy coś zupełnie odwrotnego. Bo mimo że skorzystaliśmy z przypominającego beton lastryko jako praktycznego tworzywa do pokrycia placu, to przede wszystkim… zasadziliśmy drzewa! Natomiast „beton” jest środkiem do tego, żeby umożliwić poruszanie się po placu.
Nieliczni spośród przechodniów, których obserwowałam, czekając na was, nie domyślili się, że niecodzienna forma pulsującej kałuży pełni funkcję fontanny.
MSW: Fontanna jest dopełnieniem lub też doposażeniem posadzki placu. Została dodana do projektu na wniosek mieszkańców po konsultacjach społecznych. W tym wnętrzu urbanistycznym nie było miejsca na większe rozlewisko wody. Operowaliśmy posadzką już wcześniej przemyślaną i braliśmy pod uwagę kwestie użytkowe: ludzie krążą, ale też gromadzą się w tej przestrzeni. Ponadto przez fontannę przebiega droga pożarowa, więc wóz straży pożarnej musi mieć zapewniony przejazd. Wyobraźmy sobie, że spacer ulicami miasta to opowieść. Przestrzeń publiczna powinna nieść ze sobą różne, zmieniające się ładunki emocjonalne, by była interesująca. Fontanna jest takim zdarzeniem w przestrzeni, które w połączeniu z innymi – na codziennej ścieżce każdego przechodnia – składa się na całość ciekawej narracji.
MK: Kilka osób wypowiadających się na forach internetowych o placu Pięciu Rogów zwróciło uwagę na wartości fontanny, które przyświecały nam przy jej projektowaniu. Po pierwsze, kałuże dla większości z nas w dzieciństwie były miejscami zabawy i styku z wodą w dzikiej, niegrzecznej postaci – do tych uczuć nawiązaliśmy i widzimy, że udzielają się one mieszkańcom. Po drugie, niektórzy zwrócili uwagę na poetycki charakter projektu: kałuża raz się pojawia, a raz znika, jest wydarzeniem efemerycznym. Chcieliśmy, aby woda w tym miejscu była czymś „pomiędzy”, nie do końca określonym. Po trzecie, myśleliśmy o wszystkich historycznych warszawskich kałużach, które zniknęły na zawsze wraz z poprawą jakości ulic w mieście (śmiech). Ostatecznie – pozwólmy sobie na trochę zabawy!
Pozbawiony barier dostęp do wody i trochę fun’u mają też zwierzęta – widziałam pijące ptaki, a także owady korzystające z wilgotnej płaszczyzny w czasie „odpływu”.
MK: Tak, to jest zdecydowanie miejsce międzygatunkowe! (śmiech)
Z perspektywy ulicy Szpitalnej, z której weszłam na plac, przyciągnęły moje spojrzenie zielone korony młodych drzew. Starałam się zachować neutralne nastawienie, zakładam więc, że wielu użytkowników podobnie wspomina pierwsze spotkanie z odmienionym placem…
MSW: Zaistniała tutaj, moim zdaniem, niesamowita przemiana. W tej przestrzeni nie było wcześniej żadnej zieleni, a teraz są aż 22 drzewa! Z czasem będą jeszcze bardziej cieszyły oko i tworzyły swoisty baldachim. Oczywiście, musimy poczekać aż się rozrosną, docelowo będą dwukrotnie większe.
Uwzględniliście to, projektując odpowiedniej wielkości otwory w posadzce. W przypadku nowo powstałego placu, tak jak w odniesieniu do nowego mieszkania, podłoga to podstawa. Wystrój można zmieniać, uzupełniać…
MK: Myślę, że to dobre porównanie. Na tej naszej „podłodze” może się jeszcze wiele wydarzyć! Plac naszym zdaniem powinien być w pewnym stopniu formą otwartą, która umożliwia zaistnienie bardzo wielu różnorodnych wydarzeń miejskich. Taka idea przyświecała nam od początku pracy nad tym projektem. Zaczęliśmy od analizy natężenia ruchu. Stawialiśmy na to, żeby uwolnić jak najwięcej przestrzeni, odzyskać ją dla pieszych. Dla nas od początku było jasne, że musimy tutaj zmieścić bardzo wielu użytkowników, którzy wędrują falami pomiędzy Domami Centrum a Nowym Światem wzdłuż ulicy Chmielnej, szczególnie w godzinach szczytu.
MSW: Są takie momenty, kiedy ulicą Chmielną, całą jej szerokością, przemieszcza się tłum ludzi. Projektując, musieliśmy brać to pod uwagę. Najważniejsze było dla nas, żeby przechodnie wypływający z jednej czy drugiej strony bardzo wąskiej Chmielnej mogli się na placu poczuć swobodniej, odczuć, że każdy może wybrać dowolną ścieżkę. Neutralna posadzka placu jest przyjaznym tłem, na którym mogą się odbywać różne niewielkie wydarzenia. Na pierwszy plan wychodzi tutaj życie miejskie. A w przyszłości, bliższej lub dalszej, będą mogły się tutaj także pojawić, nie wchodząc z posadzką w dysonans, kolejne elementy.
Pojawiają się porównania placu Pięciu Rogów z Times Square w Nowym Jorku…
MK: Układem ulic i natężeniem ruchu plac może budzić takie skojarzenia. Ja jednak jestem daleki od takich porównań. Jesteśmy w Warszawie i mamy do czynienia ze specyfiką tego miejsca. Skrzyżowanie tworzą historyczne ulice i trakty, z których najstarszy datowany jest na okres średniowieczny. Wnętrze urbanistyczne tworzą budynki z różnych okresów historycznych, dwa najbardziej prominentne to Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy z początku XX wieku oraz dawny Pensjonat Zgoda z lat 60-tych. Budynki mają kolory typowo warszawskie: beżowe, piaskowe, piaskowca w odcieniu różu.
Rzeczywiście, dominuje rozbielona gama odcieni ziemi. Wokół placu i w posadzce. Wszystko tutaj „siedzi”.
MSW: Kolorystyką posadzki nawiązywaliśmy do kolorów kamienic. Widoczne kruszywo to mieszanka kamieni z polskiego żwiru rzecznego.
MK: Mnie plac Pięciu Rogów coraz bardziej kojarzy się z szeroko rozumianą równowagą – zarówno, jeśli chodzi o połączenie zaprojektowanych elementów, ruchu ludzi i komunikacji miejskiej, jak i ogólny społeczny kompromis, który musiał zostać osiągnięty, aby połączyć interesy wszystkich użytkowników tej przestrzeni.
Komunikacja miejska nie przeszkadza przechodniom, a także osobom odpoczywającym na ławkach.
MK: Zwróć uwagę, że są tutaj dwa rodzaje ławek. Te umieszczone na troszeczkę wyższym podeście zostały zaopatrzone w podłokietniki, co służy temu, żeby osoba starsza czy z niepełnosprawnością mogła łatwiej się „odbić”, wstając. Fakt, że siedzisko jest umieszczone wyżej również poprawia sytuację osoby dysponującej nieco gorszą motoryką. Zasady projektowania uniwersalnego zastosowaliśmy zarówno w przypadku ławek jak i całego placu. W naszym przypadku sprowadza się to przede wszystkim do likwidacji wszelkich barier architektonicznych. Mamy zatem równą posadzkę pomiędzy placem, jezdnią, a ulicą Chmielną. Dzięki temu można przejść na skróty w dowolnym miejscu i nie napotkać przeszkody w postaci krawężnika. Moim zdaniem jest to rozwiązanie, które ma przed sobą przyszłość i powinno, tak jak tutaj, iść w parze z ograniczeniem prędkości ruchu pojazdów kołowych.
Drewno, z jakiego wykonano siedziska ławek, pięknie komponuje się z tym, którym wykończono elewację narażonego lokalu, który już niebawem włączy się w życie placu.
MK: To drewno dębowe, które zostało pociągnięte politurą i zaimpregnowane, w związku z czym zyskało odporność na czynniki pogodowe. Mając świadomość jak będzie wyglądało lastryko posadzki, celowo zaprojektowaliśmy drewniane detale, które wyraźnie wychodzą z tła. Zależało nam bardzo na wyprowadzeniu drewna jako elementu żywego, naturalnego, który swoim ciepłem zaprasza przechodniów do zajęcia miejsca na ławce. Już teraz bywają godziny – mam tę wiedzę, gdyż czasem kilkakrotnie w ciągu dnia przechodzę przez plac – że praktycznie wszystkie ławki są zapełnione. Może jedna, dwie pozostają wolne…
Tak było, kiedy tutaj przyszłam. Jedni czytali książki, inni w pośpiechu pochłaniali pizzę… Nie sposób nie poczuć, że dla tego miejsca rozpoczęło się zupełnie nowe życie.
MSW: Plac pięknieje życiem każdego dnia! Można tutaj przysiąść na krótko, żeby zjeść kanapkę w przerwie na lunch, albo usiąść w towarzystwie, na dłuższą pogawędkę. Od początku, kiedy zaczęto ściągać barierki z placu i coraz więcej życia napływało do tej przestrzeni, na uruchamianych kolejno częściach placu można było to obserwować. Warszawianki i Warszawiacy, a także turyści z wielu zakątków świata spacerują, zatrzymują się, korzystają z ławek, z fontanny. To jest piękno.
Podobnie odbieram panującą tu atmosferę. A formalne wyciszenie i kolorystyczne uspokojenie przestrzeni stanowią pożądaną przeciwwagę dla wielozmysłowego przebodźcowania, z którym mamy do czynienia w centrum stolicy.
MK: Redaktor Wojciech Dmowski, który nagrywał z nami podcast, użył nawet określenia „wielkomiejski spokój”, które naszym zdaniem idealnie oddaje istotę intencji projektowych i zarazem uzyskany efekt. Kiedy to powiedział, przypomniałem sobie ideę, która nam przyświecała: wyciszenie posadzki placu w opozycji do zróżnicowania okolicznych budynków, obiektów o bardzo odmiennym charakterze architektonicznym jako pochodzących z różnych okresów historycznych.
MSW: Posadzka w takiej formie jest sygnałem, że tutaj możemy zwolnić kroku…
…i odpocząć w cieniu drzew, którego z roku na rok zacznie przybywać!
MSW: Te drzewa już teraz są największymi w jakiejkolwiek inwestycji publicznej w Warszawie – nigdzie nigdy dotąd nie było aż tak dużych.
MK: Otwór w posadzce na pewno pomieści rozrastający się pień. Natomiast mniejsze otwory zapewnią wymianę powietrza między bryłą korzeniową a zewnętrzem i naturalne pobieranie wody. Jest pośród nich jeden z deklem przeznaczony do podlewania. W przypadku suszy drzewa podlewa służba miejska, posługując się hydrantem albo beczkowozem. Jest to stosowany powszechnie sposób podlewania drzew w mieście. Pod płytami posadzki, dużo szerzej niż sam pień, znajduje się system antykompresyjny złożony m.in. z tworzywowych kolumn, które podtrzymują płyty, po których chodzimy. Pomiędzy kolumnami, w ramach wspomnianego systemu, zmieściliśmy bardzo dużo żyznej ziemi. Tworzy ona szerokie obszary, w jakich korzenie będą mogły się rozrastać pod powierzchnią placu.
MSW: W trakcie procesu projektowego przede wszystkim bardzo dużo rozmawialiśmy na temat zieleni z architektami krajobrazu. Zrobiliśmy wszystko, żeby drzewa wygrały! Jednocześnie cały czas musieliśmy zwracać uwagę na wszystkie uwarunkowania. Zaproponowana forma placu z drzewami i posadzką równoważy argumenty o placu jako formie otwartej, o wysokim natężeniu ruchu pieszego, powszechnie dostępnego, z zapewnionym dojazdem komunikacji miejskiej i dostępnymi drogami pożarowymi.
MK: Rzeczywiście było tak, że musieliśmy walczyć o każde z tych drzew. To znacznie wydłużyło proces projektowy. Dużo technicznych przeciwności staje na drodze tych, którzy dążą do nasadzania drzew w mieście, a niewiele jest osób, które mają misję zmiany utrwalonego status quo. Ostatecznie udało nam się pogodzić względy technologiczne związane z sieciami podziemnymi i potrzeby wysokich roślin. Teraz nie widać tego, co było widoczne na etapie budowy jako istne spaghetti różnych sieci znajdujące się obecnie pod ziemią. Wiją się tam kable i rury, wszystkie sieci mają też wyznaczone pasy ochronne. Żeby uwolnić miejsce i stworzyć wystarczająco dużo przestrzeni dla rozrastających się korzeni drzew trzeba było wykonać naprawdę ogromną pracę projektową oraz uzgodnieniową ze wszystkimi interesariuszami. Dzisiaj, jako codzienni użytkownicy tej przestrzeni, pozostajemy wrażliwi na to, jak ona działa. Podziwiamy, jak wlewa się w nią życie, jak ludzie zaczynają z niej korzystać. Obserwujemy, jak plac wchodzi w krwioobieg miasta i staje się sceną miejskiego życia.