Choć od lat mówi się o potrzebie dekarbonizacji przemysłu, co słychać szczególnie w Unii Europejskiej, wydobycie i konsumpcja węgla kamiennego na świecie biją kolejne rekordy. Głównie za sprawą takich krajów jak Chiny, Indie czy Indonezja, które pod tym względem zdecydowanie wyprzedzają gospodarki europejskie oraz amerykańską. Jak na tym tle wygląda Polska? U nas wydobycie sukcesywnie spada, ale pomijając kwestie regulacyjne, dzieje się to przede wszystkim z przyczyn ekonomicznych. Jeśli rezygnujemy z węgla to — z uwagi na ceny — najszybciej tego krajowego. Surowiec ten przez lata pozostanie jednak kluczowy dla naszej gospodarki. Zgodnie z zatwierdzoną przez rząd Polityką Energetyczną Polski, w 2030 roku udział węgla w wytwarzaniu energii elektrycznej może wciąż sięgać 56 proc. Niekoniecznie będzie on jednak pochodził z polskich kopalń – komentuje Sławomir Wołyniec – prezes zarządu spółki V-Project.
Jeszcze długo nie odejdziemy od węgla. Chyba że tego krajowego
Jeśli chodzi o samo wydobycie, to w Polsce już od lat możemy mówić o szybko postępującym odchodzeniu od węgla kamiennego. Na przestrzeni ostatnich 40 lat wydobycie krajowego surowca spadło o ponad 75 proc. – z rekordowych 200 mln ton w 1979 roku do niecałych 49 mln ton w roku 2023. Zupełnie inaczej wygląda to w skali globalnej. Jak szacuje Międzynarodowa Agencja Energii (IEA), światowe wydobycie węgla przekracza już 8,8 mld ton. Inaczej, niż obserwujemy to w Europie, rośnie także jego zużycie, które szacuje się obecnie na 8,3 mld ton. Prym w jednym i drugim wiodą przede wszystkim kraje azjatyckie.
Na tle świata ograniczamy węgiel, ale w Europie królujemy
Choć wydobycie węgla kamiennego w Polsce sukcesywnie spada, a 49 mln ton w 2023 roku nie robi wrażenia w porównaniu do 4,66 mld ton wydobytych w tym samym okresie przez Chiny czy 775 mln ton wydobytych w minionym roku przez Indonezję, faktem jest, że wciąż pozostajemy jednym z największych producentów tego surowca w Europie. Według danych Komisji Europejskiej, w 2024 roku węgiel kamienny wydobywają już tylko dwa kraje Unii Europejskiej: Czechy i Polska, przy czym nasz kraj odpowiadał aż za 93 proc. unijnego wydobycia. Mimo polityk i strategii zmierzających do redukcji emisji CO2 i zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii węgiel nadal odgrywa kluczową rolę w polskim miksie energetycznym. Rząd Polski planuje stopniową transformację energetyczną, jednakże zapotrzebowanie na węgiel pozostaje na wysokim poziomie z powodu istniejącej infrastruktury energetycznej i trudności z szybkim przejściem na inne źródła energii.
Węgiel jest głównym surowcem energetycznym w kraju, a jego wykorzystanie jest związane zarówno z produkcją energii elektrycznej, jak i cieplnej. W ostatnich latach, zużycie węgla kamiennego w Polsce wynosiło średnio około 70-80 mln ton rocznie. Choć stopniowo rośnie generacja z innych źródeł, szacunki mówią, że do 2030 roku nasza energetyka wciąż będzie potrzebować ok. 55-60 mln ton węgla kamiennego. Zapotrzebowanie na ten surowiec dużo szybciej spada w Unii Europejskiej, a obecne zużycie wynosi ok. 160 mln ton. Potrzeby naszej gospodarki w najbliższych latach wciąż pozostaną wysokie. W większości mogłoby je zaspokoić wydobycie krajowe, gdyż węgla u nas nie brakuje, a raczej mamy go nadmiar. W lutym 2024 r. zapasy węgla kamiennego były o ponad 206 proc. większe niż rok wcześniej, ale też o 10 proc. większe niż w styczniu.
Możemy odejść od węgla krajowego, ale nie od węgla w ogóle
Transformacja polskiej energetyki w kierunku źródeł bezemisyjnych lub niskoemisyjnych jest nieunikniona. Nie tylko ze względu na zobowiązania dotyczące dekarbonizacji, ale także postępujący wiek bloków węglowych, których eksploatacja będzie stawała się coraz droższa. Specyfika naszego systemu energetycznego sprawia jednak, że węgiel jeszcze długo będzie nam potrzebny. Pytaniem pozostaje, skąd będziemy go czerpać. Zgodnie z planami rządu krajowe wydobycie zakończy się po 2050 roku. Wciąż mamy jednak zapasy, więc najprościej byłoby sięgnąć po surowiec, którego pełne są zwały przy polskich kopalniach i magazyny. Tym bardziej że nadpodaż krajowego węgla sprawia, że jego cena spada. To jednak zbyt mało, by mógł konkurować z tym importowanym.
Efektywność jest w cenie
Wydawać by się mogło, że surowiec, który transportowany jest do Polski przez pół świata, musi być droższy od wydobywanego na miejscu. Jest jednak dokładnie odwrotnie. Wszystko opiera się bowiem na efektywności. – Wydobycie węgla w Polsce jest drogie. Górnictwo głębinowe nie jest i nie będzie nigdy konkurencyjne dla kopalni odkrywkowych. Koszty wydobycia górnictwa odkrywkowego na świecie są od kilku do kilkunastu razy niższe od kosztów wydobycia w polskich kopalniach. Aby zaspokoić potrzeby polskiego rynku, importujemy więc węgiel z innych kontynentów, co często w porównaniu do cen, które trzeba zapłacić za krajowy surowiec, pomimo wysokich kosztów logistyki morskiej i lądowej nadal pozostaje korzystniejszą opcją dla odbiorców – tłumaczy Sławomir Wołyniec, prezes zarządu spółki V-Project SA.
Przyznać trzeba, że krajowy surowiec od końca ubiegłego roku notuje regularny spadek cen. Wg indeksu ARP osiągnęły one w marcu 481,76 zł/t w przypadku PSCMI1 i 618,75 zł/t dla PSCMI2. W tym samym czasie jednak rynkowa cena węgla wg indeksu ARA wynosiła co najwyżej 478 zł/t, a trzeba zauważyć, że był to zdecydowany szczyt w porównaniu z wcześniejszymi i późniejszymi notowaniami. Importowany węgiel dla energetyki w postaci odsiewów w drobnych frakcjach jest jeszcze tańszy i można go nabyć na rynku już na poziomach znacznie poniżej 20 PLN/GJ czyli ok. 400 PLN/t. Biorąc pod uwagę, że aby osiągnąć wydobycie na poziomie miliona ton rocznie, trzeba w kraju zaangażować w zależności od kopalni od 800 do 1600 górników, w porównaniu do 100-150 górników w USA czy Australii. Jednak krajowe wydobycie odgrywa niezwykle ważną rolę. To przede wszystkim bezpieczeństwo, niezależność i samowystarczalność energetyczna. Jak bardzo są one ważne, pokazał rok 2022, w którym ceny węgla (tuż po agresji Rosji na Ukrainę) na rynkach międzynarodowych poszybowały o kilkaset procent. Wtedy też węgiel krajowy był dwu, a nawet trzykrotnie tańszy od importowanego, ale jego dostępność była ograniczona jedynie dla odbiorców posiadających długoterminowe kontrakty.